sobota, 30 stycznia 2010

Na porodówce

Ponieważ w najbliższych dniach wybieram się do szpitala, co by nasz pierworodny po raz pierwszy zobaczył ten świat, następna notka zostanie zamieszczona przez moją serdeczną przyjaciółkę. Powoli wchodzimy w temat dzieci... ;)

niedziela, 17 stycznia 2010

Z głową do apteki

Każdy, kto choć raz w życiu doświadczył migreny wie, że w takiej sytuacji skuteczne lekarstwo jest na wagę złota. Na tym fenomenie bazują firmy farmaceutyczne wypuszczając na rynek coraz droższe środki "trafiające prosto w ból", o nowoczesnej recepturze i tajemniczych dodatkowych składnikach. Ponieważ ten problem dotyczył mnie przez ładnych parę lat, musiałam nauczyć się mądrze wybierać leki (w przeciwnym razie pracowałabym tylko na nie).
Pierwsze od czego trzeba zacząć to uświadomić sobie, że w każdym leku najważniejszy jest skład, a nie nazwa, czy ilość reklam w TV. Trzeba również wiedzieć, że zazwyczaj lek składa się z jakiejś substancji głównej (tego, co działa) i czasem z substancji pomocniczej (która ma wzmacniać działanie tej pierwszej). Trzecia ważna rzecz to dawka - na opakowaniu zawsze napisane jest, ile danej substancji znajduje się w jednej tabletce.
A więc czując nadchodzącą migrenę ruszamy do apteki. Prosząc o aspirynę przeciwko migrenie zazwyczaj zostanie nam zaoferowany Aspirin Migrena - produkt wiodącej firmy Bayer w cenie ok 12zł za 12 tabletek. Łykamy sobie taka "tableteczkę za złotóweczkę", co bardziej doświadczeni zapiją ją szklanką kawy i luzik. Znaczy się na pewno luzik w portfelu ;-) Tylko raz dałam się nabrać na ten numer. Co bowiem czytamy na ulotce? Że jest to zwykła aspiryna (czyli kwas acetylosalicylowy 500mg) tylko w dawce nieco zwiększonej w stosunku do zwykłego Aspirin C (gdzie jest go 400mg) lub zwykłej polskiej Polopiryny S (300g). Nota bene, Polopiryna kosztuje ok 5 zł za 20 tabletek... Kupno tańszego preparatu o innej nazwie jest to sposób na obniżenie kosztów co najmniej o połowę. Powiem Wam jednak w tajemnicy, że wiem, jak obniżyć ten koszt 10-krotnie! W każdej aptece i w co drugim kiosku można nabyć COFFEPIRINE małe żółte niepozorne opakowanko zawiera 6 tabletek kwasu acetylosalicylowego (czyli aspiryny) w dawce 500mg - takiej jak Bayerowska! Dodatkowo producent wzbogacił srodek o 50mg kofeiny - tyle, co mała filiżanka raczej słabszej kawy. A teraz najlepsze, 6 tabletek kosztuje poniżej 2zł!!! Osobiście używam tylko tego specyfiku na wszelkie dolegliwości, w których ma zastosowanie aspiryna. Gdy bardzo bolała głowa brałam 2 tabletki, gdy chciałam się wypocić podczas przeziębienia, wystarczała połówka proszka. Czyli da się tanio i dobrze :-)
Skoro już jakoś tak zahaczyło mi się o temat przeziębienia, skupię się na chwilę na bólach gardła. Swego czasu zakupiłam książkę "Wszystko o lekach", w której autorzy twierdzą, że stosowanie leczniczych pastylek do ssania nie ma najmniejszego sensu, ponieważ substancje w nich zawarte nie wchłaniają się w wystarczającym stopniu w "zapalone" tkanki, a działanie lecznicze tak naprawdę pochodzi od śliny, której podczas ssania produkujemy więcej i niejako spłukuje ona na bieżąco chore miejsce - lecząc je. W zamian autorzy polecali kupno paczki najtańszych landrynek i ssanie ich. Wiecie co? To działa! Jeszcze lepiej działają lizaki (bo nie ma ochoty się ich zaraz pogryźć).
A Wy - Drodzy Czytelnicy (mam nadzieję, że ktoś w ogóle czyta te moje wypociny ;-) jakie macie sposoby na tanią walkę z przeziębieniem, bólami i innymi tego typu atrakcjami? Z chęcią poszerzę swoją wiedzę!

Z poradnika przyjaciółek:

By MagdaW:
* po porodzie zamiast Tantum Rosa (3,5zł za saszetkę, jedna saszetka = jedno użycie) - nadmanganian potasu (1,5 zł za saszetkę - z tym, że z saszetki na jedno użycie wystarcza tylko kilka kryształków, więc taka porcja za 1,5zł wystarczy na całe życie!). Dodatkowo można później wykorzystać do kąpieli dziecka.
* do smarowania niemowlaka zamiast drogich smarowideł zwykła parafina z apteki po 3zł.
By Ania:
* do kąpieli niemowlaka zwykły krochmal zamiast drogich leków na suchą skórę
By dziewczyny z forum:
* zamiast Sudokremu na odparzenia pupy, krem Bambino - oba zawierają leczący odparzenia cynk
Edit:
By Martusia: Cerutin zamiast Rutinoscorbinu (125 tabl za 7 zl, a nie 30 tabl za 4 zl :), i Dermopanten zamiast Bepantenu - np. na obolałe brodawki przy karmieniu (polowe tańszy - chyba ok. 7-8 zl zamiast 16), a w ogóle w aptece zawsze trzeba pytać o najtańszy preparat :).

sobota, 2 stycznia 2010

Magia nazwy - wazelina dla bogatych

Jako rasowa waga mam niepohamowany pociąg do wszelkiej maści kosmetyków. Najlepiej, żeby były ekskluzywne, w złotych słoiczkach i najchętniej robione a zamówienie ;-P Kiedyś wydawało mi się, że im droższy krem - tym lepszy. Pamiętam, że obiecywałam sobie, iż jak tylko zacznę zarabiać to na moich półkach będą stały tylko mikstury z naturalnym masłem karité, mydełka z wtopionymi płatkami róż i tym podobne. Powiem w skrytości, że nawet z początku tak było. Jednak okazało się, że w balsamie za 40 zeta masło karité stanowi 1% całości, a to mydełko co tak ładnie wyglądało w sklepie tworzy piekielne różowe zacieki na umywalce (o czekoladowym mydle nawet nie chce mi się wspominać...). No więc coś trzeba było zaradzić.
Zaczęłam od kupna książki Cena urody i od następnego dnia zaczęłam czytać etykiety. Zabawne, jak za pomocą ładnego opakowania można sprzedać wazelinę za 50zł od słoiczka...
Czytając tematyczne fora internetowe dowiedziałam się, że istnieją portale zajmujące się sprzedażą składników potrzebnych do własnoręcznego zrobienia kremu i w dodatku niektóre z nich na tyle otwierają się w stronę klienta, że do zrobienia takiego kremu nie potrzeba nic więcej oprócz zapału i umiejętności czytania instrukcji. Od tego więc zaczęłam. Na stronie Biochemia Urody udało mi się dobrać odpowiedni do mojej cery krem lukrecjowy. Wreszcie miałam pewność, że składniki obiecane przez producenta na pewno w nim są (w końcu ja byłam producentem ;-), a także że krem nie stał ośmiu miesięcy na półce w supermarkecie/drogerii/aptece. Najlepsze jednak było to, że był TANI.
Buszując po Biochemii znalazłam sporo innych produktów, od których muszę z czystym sumieniem przyznać, jestem uzależniona do dziś. Np. olejki do mycia twarzy - niebo na gębie! ;-) Jak ktoś ma wrażliwą cerę i po każdym myciu boryka się z problemem napięcia, łuszczenia, zaczerwienienia niech przeczyta, czym się myje! Np. żel do mycia Ziaja do cery wrażliwej ma w składzie Sodium Coceth Sulfate, czyli detergent, drugi przykład z nieco wyższej półki Żel do mycia twarzy Dermedic, a w składzie Decyl Glucoside - też detergent (tyle, że naturalny), konia z rzędem temu, kto znajdzie mi skład jakiegoś preparatu z najwyższej półki - nie wiedzieć czemu, przez ponad godzinę nie udało mi się znaleźć składu żadnego wysokopółkowego produktu, hmm...
Czym więc myć twarz zapytacie? Olejkiem! Tak tak, brzmi dziwnie ale jak się wgłębić w temat to ma to sens. W końcu co chcemy zmyć? Zanieczyszczenia/makijaż, jakie "przylepiły się" do tłuszczu wyprodukowanego przez naszą skórę. Już w starożytności robili tak gladiatorzy. Smarowali całe ciało olejem i ściągali miks olejo-brudu specjalnymi szpatułkami. Skóra była lśniąca, nawilżona i zadbana. Jeżeli używamy detergentu to zmywamy również nasz ochronny tłuszczyk zwany pięknie sebum ;) a jak go zmyjemy to organizm będzie chciał wyprodukować więcej i koło się zamyka.
No więc olejki mnie przekonały tym bardziej, że znów okazały się tanie :)
Na dzień dzisiejszy nie zdarza mi się myć twarzy niczym innym.
Dalej - hit ostatnich miesięcy - kwas hialuronowy. Nawilża, leczy, wnika głęboko (a w wolnych chwilach sprząta, gotuje i wiąże krawaty ;) Też mi nowość. Na Biochemii można go kupić od dawna za małe pieniądze i w dodatku w czystej postaci. Warto wiedzieć, że są dwa rodzaje kwasu hialuronowego - wielko i mało cząsteczkowy, gdzie ten drugi uważany jest za skuteczniejszy.
Wiem, że ta notka rozrosła się już do sporych rozmiarów, jest jednak jeszcze jeda rzecz, o której MUSZĘ napisać.
Witamina C. Każdy szanujący się producent ma w swojej ofercie coś z witaminą C. Żaden z nich jednak nie informuje o tym, że witamina ta jest substancją potwornie nie trwałą i jeżeli jest rozpuszczona w wodzie (a taka jest najefektywniejsza) to w ciągu trzech miesięcy po prostu znika (a teraz oczami wyobraźni widzimy półki sklepowe wypełnione po brzegi kremami z datą ważności do czerwca 2011 elegancko podświetlone jarzeniówkami - niczym te kurczaczki na fermie). Dla mnie wniosek jest jeden. Serum z witaminą C muszę zrobić sama, włożyć do lodówki i zużyć SZYBKO.
No i na koniec to nieszczęsne masło karité. Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego tak bardzo mnie pociąga. Może dlatego, że nazywane jest złotem Afryki? Może urzekła mnie romantyczna wizja bezzmarszczkowych afrykańskich kobiet pracujących przy jego wytwarzaniu? Nie wiem. W każdym razie coś w tym musi być, bo rzeczywiście moja skóra bardzo lubi ten produkt. No i of course nie jest ono drogie (przynajmniej w necie) ;) Przy kupnie warto jednak zwrócić uwagę czy oferowany produkt to masło nieprzetworzone - takie, jak przyjechało z Afryki - żółte, grudkowate i podśmierdujące, czy może masło rafinowane - białe, gładsze i tańsze (nie wiem jednak, czy lepsze, kupiłam dopiero pierwszy raz).
Podsumowując, szczerze polecam czytanie etykiet na kosmetykach i przed zakupem sprawdzenie chociażby w googlach, czy danej rzeczy nie da się kupić taniej i w lepszej jakości.

Pomocne linki:
Słownik składników kosmetycznych
Porównanie znanych i drogich kosmetyków z alternatywą własnej produkcji

Inne sklepy z kosmetykami (żeby nie było, że Biochemia mi płaci za reklamę ;)
Naturalne piękno
ECOSpa
Zrób Sobie Krem
Mazidła

Gdy chcemy zadać szyku i polansować się:
Markowe kosmetyki w niskich cenach