niedziela, 6 marca 2011

Fizjo-gadki, o zdrowiu mamy

Skoro ogarnęliśmy już temat zdrowia naszych najmłodszych, warto przez chwilę przyjrzeć się samopoczuciu tych, które sprowadziły na świat owe SKARBY. Z przykrością muszę stwierdzić, iż ciąża, poród i macierzyństwo nie służą naszym ciałom. Począwszy od pierwszego tygodnia, kiedy "fasolka" zagnieżdża się w brzuchu, my - kobiety doświadczamy mało przyjemnych rzeczy jak wymioty, obrzęki, wysypki, bóle nóg, dłoni, krzyża, spojenia łonowego, brzucha, skurcze mięśni i parę innych, o których nawet nie chce mi się wspominać.
Żeby to się jeszcze kończyło w dniu porodu. Ale nie, gdzieżby dało odpocząć! Od nowa bóle pleców, ciągnięcie szwów, ohydnie luźny brzuch. Zamienił stryjek...
Nic to, myśli świeżo upieczona mama - minie połóg, będzie lepiej. Nie jest. Niby szwy już nie ciągną, brzuch jakby mniejszy ale w międzyczasie dziecko urosło i przysłowiowy krzyż pęka od schylania się do łóżeczka, przewijania, kąpania itp. Nie wspomnę już o barkach, które drętwieją od prób "bezdotykowego objęcia" śpiącej bestii (każde szturchnięcie może go wybudzić i ryk), a przecież jakoś spać trzeba. No i kolana. Ach, te kolana umęczone zabawami na podłodze, raczkowaniem dla towarzystwa, kucaniem z młodym na rekach.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Dlatego, że zdecydowanej większości tych rzeczy możemy uniknąć. Poważnie!
Zacznijmy od popularnej dolegliwości: bólu pleców. Najczęstsza ich przyczyna to columna vertebralis, czyli dobrze wszystkim znany kręgosłup. Warto wiedzieć, że kręgosłup to świetnie zaplanowana machina do przenoszenia ciężarów, trzeba tylko wiedzieć, jak jej użyć. Można powiedzieć, że to taki jeden wielki resor, składający się części twardych (kręgów) naprzemiennie z miękkimi (dyskami). Myślę, że 4 kręgosłupy spokojnie utrzymałyby średniej wielkości samochód, nie czyniąc tym faktem szkody ani sobie, ani samochodowi. Dlaczego więc 10-kilogramowy dzieć powoduje przeciążenia? Ano dlatego, że ogromna wytrzymałość kręgosłupa nie jest zjawiskiem długotrwałym. Jednym słowem, przez chwilę możemy przenosić naprawdę dużo, ale gdy obciążenie przedłuża się, plecy włączają "alarm", który ma nam przypomnieć o konieczności zmiany.
No to teraz rachunek sumienia. Szczerze, kto usypia malucha chyląc się nad łóżeczkiem godzinami? No kto? Kto karmi przez 40 min w niewygodnym ułożeniu, bo jak się odessie, to masakra? Kto prasuje późną nocą tony ubranek, bo za dnia nie ma czasu?
Jak więc sobie radzić w codziennych sytuacjach? Czy jest dla nas ratunek?
Jest nadzieja ;)
1) Usypianie: włóż malucha do łóżka, postaw sobie obok krzesło, jak trzeba pogłaskać małą bestię to rób to (wygodnie rozparta na krześle). Jeżeli Twoje dziecko usypia na rękach - ok, przytul je i pospaceruj po mieszkaniu, jak chcesz, pobujaj - tutaj kluczem jest utworzenie z młodym jednej bryły (doklejenie go/jej do siebie), a same ruchy bujania maja pochodzić z twoich nóg. 
2) Kąpiel: włóż bestię do wanny, a sama uklęknij obok opierając się ciałem o brzeg wanny. Jeżeli kąpiesz w wanience stojącej na podłodze (jak ja) usiądź na piętach wypinając pupę do tyłu - w tej pozycji może nie jest najwygodniej dla kolan, ale za to kręgosłup jest bezpieczny. Żeby bezboleśnie wyjąć potomka z "poziomu 0" do "poziomu pralka" chwyć go będąc jeszcze na dole i podnieś się z nim z kucek na prostym kręgosłupie. Jeżeli taki sposób wydaje ci się dziwny, możesz zrobić to metodą klasyczną - nachylając się, ALE pamiętając o jednej zasadzie: wypiętej pupie. Tak, brzmi dziwnie, jednak wypięcie pupy powoduje ustawienie kręgosłupa w naturalnie wyprostowanej pozycji, a więc nagle jest on w stanie przenieść kilkaset kilo bez szwanku. O tej zasadzie od dawna wiedzą sztangiści!
3) Zabawa na podłodze: tutaj kluczem jest zmienność pozycji. Klęk, siad na piętach, siad z boku pięt, czworakowanie, leżenie na boku, na plecach, brzuchu i co tylko sobie wymyślisz - po prostu często tę pozycję zmieniaj. Naszym wrogiem jest tu czas. Gdy czujesz dyskomfort w jakiejś pozycji, po prostu ją zmień. Ciało jest mądre i daje znaki, co jest dla niego dobre, a co nie.
Gdy przesadzę z zabawą z młodym staram się stosować zasadę przeciwności. Np.: za długo się nachylałam nad bączkiem i czuję "coś" w krzyżu, wstaję i parę razy odchylam się do tyłu. Metodą dedukcji, skoro zgięcie spowodowało mój ból, to zgięcie w przeciwną stronę powinno go cofnąć, prawda?
Oczywiście ideałem byłoby znalezienie 3 razy w tygodniu czasu na mamine ćwiczenia, czy choćby basen, niestety mnie ta sztuka jeszcze się nie udała. Nie oznacza to jednak totalnego lenistwa. Ćwiczenia można wpleść niemal w każdą codzienną czynność. Taki spacer. Mogę iść jak fleja, albo obrać sprężysty, wojskowy krok i popracować tym samym nad własnymi pośladkami. Zabawa z młodym - mogę włączyć śpiewające wiaderko i klikać w necie albo włączyć Franka Sinatrę i odtańczyć z nim "Come fly with me" etc.
Jednym słowem, Drogie Mamy, wszystko zależy od nas.
Zdrówka życzę na wiosnę!
---
Z poradnika młodego fizjoterapeuty:
Bazy certyfikowanych terapeutów specjalizujących się w poszczególnych dziedzinach:
Kręgosłup: metoda McKenziego
Bóle/urazy/kręgosłup: Medycyna Ortopedyczna wg Cyriaxa

2 komentarze:

  1. Tak tak...sama stosuję się do rad "znajomej fizjoterapeutki" i wyginam swój columna vertebralis w przeciwnym do "zwykłego" kierunku - tak często jak tylko się da :)

    OdpowiedzUsuń