wtorek, 2 listopada 2010

Mieć pewność, że dobrze czynię - o mądrej książce słów parę

Będąc w ciąży przeczytałam chyba wszystkie dostępne na rynku "podręczniki" wychowania dziecka. Zapoznałam się z anatomią niemowlaka, skokami rozwojowymi, opanowałam podstawowy zestaw chorób (objawy i leczenie), a nawet metody reanimacji małego dziecka - na wszelki wypadek. Oczywiście zapoznałam się również z wiodącymi trendami co do metod wychowawczych. Różnicowanie płaczu, nauka samodzielnego zasypiania, uspakajanie "na suszarkę" - zapewniam was, że przerobiłam w zasadzie wszystko. Jak to jednak bywa, życie zrewidowało tę wiedzę, a Mała Krzycząca Glizda, zowiąca się moim synem i tak robiła co chciała, nie dając się ująć w żadne naukowe ramy.
Skończyło się na tym, że po kolei złamane zostały wszelkie zasady, począwszy od samodzielnego zasypiania, skończywszy na noszeniu zawsze i wszędzie. No bo czy jest coś słodszego od maluszka zasypiającego w twoich objęciach? Najpierw nieco wierzga, przerzuca główkę na boki, trochę sapie, potem słodko mruczy, aż w końcu śpi jak ...niemowlę :-) Skoro mi to sprawia przyjemność, jemu również to dlaczego jest to tak niemile widziane? Mądre książki każą zostawiać malucha samego w łóżeczku - niech się uczy zasypiać SAM! Albo noszenie. "Nie noś go, bo się przyzwyczai!" "Roznosisz i bedzie problem!" No faktycznie problem, w końcu  na ulicy ciągle widuję matki noszące swoich 18-letnich synów, pewnie się przyzwyczaili. ;-)
Ogólnie jakoś tak mi to wszystko nie pasiło...
Odpowiedź przyszła dopiero niedawno i nie była zawarta w żadnym poradniku, czy innej naukowej dysertacji. Było to "W głębi kontinuum" Jean Liedloff. Autorka przez wiele miesięcy żyła wśród plemienia Indian o dziwnej nazwie. Obserwowała tam "pierwotne" relacje między matkami, a ich dziećmi, "dzikie" sposoby wychowawcze i ich efekty. Czy zastanawialiście się kiedyś, jak to jest, że dzikie dzieci bez problemu uczestniczą w pracach plemienia, a naszym zachodnim trzeba wszystko nakazać? Albo taka myśl: jak to możliwe, że dziecko ma niestrawność po mleku własnej matki? Przecież gdyby tak miało być, nasz gatunek wymarłby tysiące lat temu! Czy widział ktoś szczeniaka z kolką? Albo małe kocię, które tak wkurza matkę - kocicę, że ta zostawia go i na piętnaście minut "daje sobie odetchnąć" od młodego? No ja nie widziałam. Znaczy się widziałam, ale nie w świecie zwierząt. Tylko u tzw. cywilizowanych ludzi macierzyństwo to trud, a matce zaleca się wkładanie stoperów do uszu, żeby nie słyszała RYKU swojego własnego dziecka (serio, taką poradę znalazłam w jednym z najpopularniejszych poradników dla matek!).
"W głębi kontinuum" mówi właśnie o tych rzeczach, o bliskości, zrozumieniu dziecka, o tej magicznej więzi łączącej matkę z dopiero co narodzonym małym człowiekiem. Dzięki tej książce zrozumiałam również, co się stało w szpitalu. Dlaczego poród był tak strasznie traumatyczny, dlaczego Młody wył jak potępieniec, a ja nic nie czułam... Wszystkie "dlaczego" stały się dla mnie jasne i czytelne - nie mogło być inaczej.
Dobrze, że choć na polu noszenia nie dałam ciała. Chusty są trendy i bawić się w kangura wręcz wypada.
Jedyne, czego żałuję, to że nie przeczytałam tej książki wcześniej, przed narodzinami dziecka. 
Powiem więcej, gdybym miała wybrać jedną rzecz, którą TRZEBA przeczytać w ciąży, byłoby to "W głębi kontinuum". Kurs pierwszej pomocy znajdziecie w necie ;-)

11 komentarzy:

  1. "Dzięki tej książce zrozumiałam również, co się stało w szpitalu. Dlaczego poród był tak strasznie traumatyczny, dlaczego Młody wył jak potępieniec, a ja nic nie czułam..."
    Napisz coś więcej, please..

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę o więcej detali-temat fascynujący!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie dzisiaj usłyszałam o tej książce od lekarki mojego synka. Ponoć jest świetna i koniecznie powinnam ją przeczytać. Bo ja niestety mam mocno charakterne dziecko i dużo sobie odpuszczam dla świętego spokoju. A powinnam robić dokładnie odwrotnie!!!!
    Tak więc przeczytam koniecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. @Lete, tam jest napisane, że w naturze po porodzie występują dwie sytuacje:
    1) rodzi się dziecko, trafia od razu w ramiona matki i pozostaje tam przez następne miesiące, u samej matki ten pierwszy kontakt skutkuje uruchomieniem wszystkich macierzyńskich mechanizmów (karmienie, opieka, skupienie na dziecku itp.)
    2)rodzi się martwe dziecko i siłą rzeczy nie trafia w ramiona matki i sam fakt braku kontaktu fizycznego dla organizmu matki jest sygnałem do żałoby i tego typu mechanizmy uruchamiają się (bardziej skupienie na sobie).
    Stąd moje zrozumienie szpitala. Po pierwsze ai ja, ani mój syn nie poczuliśmy faktu narodzin (cc), zabrali do na 24 godziny, gdzie leżał w samotności, a ja w ogóle o nim nie myślała, tylko skupiałam się na sobie, tak jakbym w ogóle nie rodziła.
    @Gabi, to trzeba przeczytać, na pewno Ci się spodoba. Coś w stylu "Nagiej małpy" tylko o macierzyństwie.
    @Anonimowy, autorka twierdzi, że nie ma czegoś takiego, jak charakterne dzieci, one po prostu desperacko próbują zwrócić na siebie uwagę w poszukiwaniu bliskości. Może wypróbuj te metody i napiszesz nam, czy dzie3ć się zmienił? :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Joasiu,
    Ja tez mialam CC i rzeczywiscie nie od razu odczulam az tak silnej wiezi z moja coreczka, jak nastąpiłoby to przy naturalnym porodzie, ale po kilku dniach milosc juz byla pelna i wielka i z kazdym dniem coraz silniejsza. Akurat moje dziecko nalezalo do aniolkow, wiec problem samodzielnego zasypiania w ogole nie istnial, spala sama w swoim pokoiku od poczatku; zasypiala zaraz po wypiciu mleka (najpierw z piersi, po 5 miesiacach z butelki). Teraz zdarza sie, ze placze przed snem i pragnie mojej bliskosci, wtedy oczywiscie ja przytulam i nuce kolysanke (ma prawie 2 lata), ale czesto jest tez tak, ze jest tak senna i zmeczona, ze z tego powodu placze i pozostawiona w lozeczku zasypia w przeciagu minuty - dwoch sama. Gdybym ja tam tulila i z nia byla, trwaloby to o wiele dluzej i dluzej by plakala. Ale to juz zalezy od dziecka. Najwazniejsze w byciu matka to potrafic zrozumiec swoje dziecko :)
    A informacja o ksiazce bardzo mnie zainspirowala do przeczytania, dziekuje za jej polecenie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Cała przyjemność po mojej stronie!
    Najważniejsze to podążać a własnym instynktem...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja mam dwoje dzieci. Pierwsze rodziłam tradycyjnie- na leżąco, potem dziecko mierzone, myte ważone i po jakiejś 0,5h miałam córeczkę w ramionach. Byłam strasznie słaba i otępiała.
    Synka rodziłam "po ludzku". Zaraz był w moich ramionach, jeszcze z pępowiną, potem karmienie, tulenie i spanie. Po 2h wzięli go na ważenie itp. Wszystkim polecam taki poród. Po 2 h byłam tylko zmęczona, na drugi dzień nie czułam że rodziłam.
    A książkę na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Agape, pochwal się, gdzie można TAK urodzić?

    OdpowiedzUsuń
  9. właśnie zaczynam 6 rozdział i 7 miesiąc:) Zgadzam się w 100%, że jest to najlepsza ciążowa lektura z możliwych.

    OdpowiedzUsuń
  10. a ja Wam powiem, że jestem książką rozczarowana. Więcej wartościowych tez wyciągnęłam ze wstępu - żeby kierować się własnym wyczuciem i wyluzować z poradnikami. Sama książka wydaje mi się pseudo-naukową gadaniną z tezami wyprowadzonymi "na chłopski rozum". Liczyłam albo na coś bardziej wiarygodnego naukowo, albo na barwną opowieść "jak to jest u innych", a wyszło połączenie w stylu "wszystko i nic". Radykalność tez autorki zrodziła we mnie w pierwszym momencie frustrację, że nie mogę zupełnie zrezygnować z pracy i w ogóle, że nie mogę (nie zamierzam) przeprowadzić się do leśnej głuszy i sprowadzić tam innych rodzin, żeby wychowywać nasze niemowlęta na poziomie pierwotnych więzi. Potem ochłonęłam, bo niezależnie od wzniosłych idei powrotu do prawdziwej natury człowieka, żyjemy w świecie, w jakim żyjemy i naszym zadaniem jest przygotować do tego życia nasze dzieci.

    I tak ta książka zamiast wyluzować moje podejście do wychowania dziecka i uwolnić mnie od presji "wszystkowiedzących" poradników sama kreuje się (w moim odczuciu) na kolejny "wszystkowiedzący" poradnik, ale tym razem "jedynie słuszny".

    Nie znalazłam informacji, czy autorka w ogóle miała dzieci, czy swoją teorię wprowadziła w praktykę i na kogo wyrosły jej własne pociechy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Anonimowy, coś w tym jest. Faktycznie początek był najciekawszy, aczkolwiek nie zmienia to faktu, ze można w niej znaleźć wiele ciekawych informacji. Dla mnie, mimo swojej słabej formy, była przełomem.

    OdpowiedzUsuń