sobota, 2 stycznia 2010

Magia nazwy - wazelina dla bogatych

Jako rasowa waga mam niepohamowany pociąg do wszelkiej maści kosmetyków. Najlepiej, żeby były ekskluzywne, w złotych słoiczkach i najchętniej robione a zamówienie ;-P Kiedyś wydawało mi się, że im droższy krem - tym lepszy. Pamiętam, że obiecywałam sobie, iż jak tylko zacznę zarabiać to na moich półkach będą stały tylko mikstury z naturalnym masłem karité, mydełka z wtopionymi płatkami róż i tym podobne. Powiem w skrytości, że nawet z początku tak było. Jednak okazało się, że w balsamie za 40 zeta masło karité stanowi 1% całości, a to mydełko co tak ładnie wyglądało w sklepie tworzy piekielne różowe zacieki na umywalce (o czekoladowym mydle nawet nie chce mi się wspominać...). No więc coś trzeba było zaradzić.
Zaczęłam od kupna książki Cena urody i od następnego dnia zaczęłam czytać etykiety. Zabawne, jak za pomocą ładnego opakowania można sprzedać wazelinę za 50zł od słoiczka...
Czytając tematyczne fora internetowe dowiedziałam się, że istnieją portale zajmujące się sprzedażą składników potrzebnych do własnoręcznego zrobienia kremu i w dodatku niektóre z nich na tyle otwierają się w stronę klienta, że do zrobienia takiego kremu nie potrzeba nic więcej oprócz zapału i umiejętności czytania instrukcji. Od tego więc zaczęłam. Na stronie Biochemia Urody udało mi się dobrać odpowiedni do mojej cery krem lukrecjowy. Wreszcie miałam pewność, że składniki obiecane przez producenta na pewno w nim są (w końcu ja byłam producentem ;-), a także że krem nie stał ośmiu miesięcy na półce w supermarkecie/drogerii/aptece. Najlepsze jednak było to, że był TANI.
Buszując po Biochemii znalazłam sporo innych produktów, od których muszę z czystym sumieniem przyznać, jestem uzależniona do dziś. Np. olejki do mycia twarzy - niebo na gębie! ;-) Jak ktoś ma wrażliwą cerę i po każdym myciu boryka się z problemem napięcia, łuszczenia, zaczerwienienia niech przeczyta, czym się myje! Np. żel do mycia Ziaja do cery wrażliwej ma w składzie Sodium Coceth Sulfate, czyli detergent, drugi przykład z nieco wyższej półki Żel do mycia twarzy Dermedic, a w składzie Decyl Glucoside - też detergent (tyle, że naturalny), konia z rzędem temu, kto znajdzie mi skład jakiegoś preparatu z najwyższej półki - nie wiedzieć czemu, przez ponad godzinę nie udało mi się znaleźć składu żadnego wysokopółkowego produktu, hmm...
Czym więc myć twarz zapytacie? Olejkiem! Tak tak, brzmi dziwnie ale jak się wgłębić w temat to ma to sens. W końcu co chcemy zmyć? Zanieczyszczenia/makijaż, jakie "przylepiły się" do tłuszczu wyprodukowanego przez naszą skórę. Już w starożytności robili tak gladiatorzy. Smarowali całe ciało olejem i ściągali miks olejo-brudu specjalnymi szpatułkami. Skóra była lśniąca, nawilżona i zadbana. Jeżeli używamy detergentu to zmywamy również nasz ochronny tłuszczyk zwany pięknie sebum ;) a jak go zmyjemy to organizm będzie chciał wyprodukować więcej i koło się zamyka.
No więc olejki mnie przekonały tym bardziej, że znów okazały się tanie :)
Na dzień dzisiejszy nie zdarza mi się myć twarzy niczym innym.
Dalej - hit ostatnich miesięcy - kwas hialuronowy. Nawilża, leczy, wnika głęboko (a w wolnych chwilach sprząta, gotuje i wiąże krawaty ;) Też mi nowość. Na Biochemii można go kupić od dawna za małe pieniądze i w dodatku w czystej postaci. Warto wiedzieć, że są dwa rodzaje kwasu hialuronowego - wielko i mało cząsteczkowy, gdzie ten drugi uważany jest za skuteczniejszy.
Wiem, że ta notka rozrosła się już do sporych rozmiarów, jest jednak jeszcze jeda rzecz, o której MUSZĘ napisać.
Witamina C. Każdy szanujący się producent ma w swojej ofercie coś z witaminą C. Żaden z nich jednak nie informuje o tym, że witamina ta jest substancją potwornie nie trwałą i jeżeli jest rozpuszczona w wodzie (a taka jest najefektywniejsza) to w ciągu trzech miesięcy po prostu znika (a teraz oczami wyobraźni widzimy półki sklepowe wypełnione po brzegi kremami z datą ważności do czerwca 2011 elegancko podświetlone jarzeniówkami - niczym te kurczaczki na fermie). Dla mnie wniosek jest jeden. Serum z witaminą C muszę zrobić sama, włożyć do lodówki i zużyć SZYBKO.
No i na koniec to nieszczęsne masło karité. Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego tak bardzo mnie pociąga. Może dlatego, że nazywane jest złotem Afryki? Może urzekła mnie romantyczna wizja bezzmarszczkowych afrykańskich kobiet pracujących przy jego wytwarzaniu? Nie wiem. W każdym razie coś w tym musi być, bo rzeczywiście moja skóra bardzo lubi ten produkt. No i of course nie jest ono drogie (przynajmniej w necie) ;) Przy kupnie warto jednak zwrócić uwagę czy oferowany produkt to masło nieprzetworzone - takie, jak przyjechało z Afryki - żółte, grudkowate i podśmierdujące, czy może masło rafinowane - białe, gładsze i tańsze (nie wiem jednak, czy lepsze, kupiłam dopiero pierwszy raz).
Podsumowując, szczerze polecam czytanie etykiet na kosmetykach i przed zakupem sprawdzenie chociażby w googlach, czy danej rzeczy nie da się kupić taniej i w lepszej jakości.

Pomocne linki:
Słownik składników kosmetycznych
Porównanie znanych i drogich kosmetyków z alternatywą własnej produkcji

Inne sklepy z kosmetykami (żeby nie było, że Biochemia mi płaci za reklamę ;)
Naturalne piękno
ECOSpa
Zrób Sobie Krem
Mazidła

Gdy chcemy zadać szyku i polansować się:
Markowe kosmetyki w niskich cenach

8 komentarzy:

  1. Oj tak, tak nie ma jak krem wlasnej produkcji. Co do brodawek zaś to polecam (bardzo, bardzo) krem polskiej produkcji z glukozy Maltan> Jest cudowny, wspaniały i o niebo lepszy niż wszystko inne wyprobowane przeze mnie. Nawet w Szwajcarii nie mają nic lepszego.
    Nota bebe przypominam, że cukier w dużym stężniu działa przeciwzapalnie i antybakteryjnie.
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za poradę - na pewno skorzystam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Według podanego linka do słownika składu kosmetyków, Propylparaben czy Methylparaben to najmniej drażniące kosmetyki. To ciekawe, bo zaburzają gospodarkę hormonalną. Tak, tak, dożyłyśmy czasów, kiedy dodatkowe kilogramy biorą się z kremu;-)
    Uwaga, te konserwanty są w prawie wszystkich kosmetykach dla dzieci (również chsuteczkach do pupy), więc ja za gotowce podziękuję!
    http://www.pro-test.pl/article_suplement/60853,60860/Lista%20kosmetyk%C3%B3w.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnio coraz głośniej mówi się o parabenach. Uwaga - najtańsze chusteczki z Biedronki maja je w składzie. Moje dziecię nadal nie wie, co to kosmetyki ze sklepu ;-) Niech żyje olejek z migdałów i krochmal ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, DADA z Biedronki - odpuszczamy.
    Ale kosmetyki Babydream z Rossmanna: super sprawa. Chusteczki do wycierania pupy, oliwka, płyn do kąpieli, krem 50 UV.... bez konserwantów, parafiny, parabenów. Warta uwagi wersja "extrasensitive" bez barwników, perfum, emulgatora. Albo z jojobą: naprawdę natłuszczają skórę.

    OdpowiedzUsuń
  6. YoasiaBe a czym myjesz pupę? Próbowałam rumianek+oliwa z oliwek, ale wolę gotowce z Rossmanna, dużo się przemieszczam i jednak wygoda wygrywa;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Husteczki Pampers lub Dzidziuś - te pierwsze lepsze, choć mocno pachną. Kupuję na stronie www.pieluchy.net razem z pieluchami to tanio wychodzi. Poza tym moje dziecko ma pancerną pupę - zero odparzeń i kupa co 2 dni - pełna oszczędność wszystkiego ;-)
    Babydream używamy jak najbardziej, zwłaszcza krem uv50 - dodatkowo smaruję nim własne dłonie, bo się spaliły od prowadzenia wózka.

    OdpowiedzUsuń
  8. To dlatego ja mam takie opalone łapska!!!;-))

    OdpowiedzUsuń